Listonosz z Łężca.
Zestaw artykułów opisujących tragiczne wydarzenie, do jakiego doszło w czerwcu 1927 roku w Łężcu.
Listonosz zastrzelił złodzieja.
W poniedziałek rano doniesiono tut. policji o wypadku zastrzelenia złodzieja przez listonosza, co miało miejsce w niedzielę, dn. 26 bm. pomiędzy godziną 10 a 11. Listonosz Stanisław Orłowski z Łężca pow. Września dowiedział się, że nieznany osobnik przed chwilą pobił jego ojca i zabrał mu krowę i kozę, uciekając potem przez pola w kierunki Słupcy. Puścił się więc za nim w pogoń i zastrzelił go, nie wiadomo jednak, wśród jakich okoliczności nastąpiło to zastrzelenie. W poniedziałek przybyły na miejsce wypadki władze sądowe z lekarzem, które przeprowadzą dalsze śledztwo.
- Lech. Gazeta Gnieźnieńska: codzienne pismo polityczne dla wszystkich stanów 1927.06.29 R.29 Nr146.
Dalsze szczegóły w sprawie zastrzelenia nieznanego osobnika przez listonosza.
W ubiegłym tygodniu donosiliśmy o wypadku zastrzelenia pewnego nieznanego osobnika przez listonosza Orłowskiego z Łężca, który dokonał tego czynu w następstwie pobicia, jakiego się ów osobnik dopuścił na jego ojcu i zagrabieniu przez tegoż jego krowy i kozy. Jak stwierdzono w czasie śledztwa, zabitym jest niejaki Jan Krajewski ze Słupcy, cierpiący na umyśle, który często podlegał napadom epileptycznym. Krajewski oprócz postrzału w piersi otrzymał poprzednio również kilka uderzeń w głowę: pobicia i kradzieży dopuścił się on prawdopodobnie w chwili zaćmienia umysłu. Orłowskiego osadzono za zabójstwo w więzieniu.
Lech. Gazeta Gnieźnieńska: codzienne pismo polityczne dla wszystkich stanów 1927.07.07 R.29 Nr152
Uwolnienie od zarzutu zabójstwa.
W niedzielę 26 czerwca ub. roku między godz. 10 a 11. listonosz Stanisław Orłowski z Łężca pow. Września dowiedział się, że nieznany osobnik przed chwilą pobił jego sędziwego ojca (88 lat liczącego) i zabrał mu krowę i kozę uciekając przez pola w kierunku Słupcy. Orłowski puścił się więc w pogoń za nieznajomym i czując się zagrożonym zastrzelił go celnym strzałem. Orłowskiego z początku aresztowano — następnie jednak puszczono na wolność. Poza tym został on zawieszony w urzędowaniu.
W ub. poniedziałek sprawa powyższa weszła na wokandę tut. sądu okręgowego. Przewodniczył sędzia p. Hoppe, oskarżał prok. p. Bittner, obronę oskarżonego prowadził mec. dr. Mercik z Wrześni. Oskarżony odpowiadał z wolnej stopy. Orłowski tłumaczył się, że mniemał, iż ma przed sobą bandytów, którzy ciężko pokrwawili sędziwego staruszka ojca jego- a następnie z łupem się oddalili. Rzucił się w pogoń za nimi a spostrzegłszy uciekającego z krową i kozą osobnika, ukrywającego się w zbożu — dopadł do niego wzywając do oddania łupu. Dla obrony własnej trzymał w ręku nabity rewolwer. Gdy osobnik na wezwanie jego nie reagował a przeciwnie na Orłowskiego się rzucił, oddał kilka strzałów, z których jeden położył domniemanego bandytę trupem. Osobnikiem tym okazał się zbiegły z domu, umysłowo upośledzony Krajewski ze Słupcy. Przewód sądowy w zupełności wykazał, że oskarżony Orłowski działał słusznie w obronie swego mienia i w obronie własnej a poza tym mógł być zdania, że ma do czynienia z bandytą, który zresztą ciężko pobił jego ojca. Świadkowie, w tym kierunku, dostarczyli niezbitych dowodów. To też prokurator p. Bittner w krótkich słowach zrzekł się oskarżenia i wniósł o uwolnienie. Obrońca p. mec. Mercik z Wrześni w swym plaidoyer wykazał brak, jakiejkolwiek winy swego klienta. Sąd ogłosił po krótkiej naradzie wyrok uniewinniający. Koszty sprawy ponosi skarb państwa.
- Lech. Gazeta Gnieźnieńska: codzienne pismo polityczne dla wszystkich stanów 1928.03.01 R.30 Nr50
Zdjęcie obrazujące artykuł: Obraz Gordon Johnson z Pixabay